Joanna Bocheńska Photography
Temu kogo jeszcze nie ma
temu kogo jeszcze nie ma
chciałabym napisać list
ale nie wiem kto to będzie
i gdzie mam szukać jego imienia
i co właściwie miałabym mu napisać
przy założeniu:
„drogi człowieku
przyjdź koniecznie
czekamy"
pewności danych
niespodziewanie
NIE DA SIĘ udowodnić...
może więc
ponieważ
przeciwny wariant zdania
eliminuje niezbędność pisania
podpiszę się po prostu:
LUDZIE
--
budzę się z przestrachem
czy to wczoraj to byłam ja ?
ja powiedziałam
ja zrobiłam
ja mrugnęłam okiem
jak to się mogło udać ?
--
Dzisiaj
narodziło się nowe Dzisiaj
kwili szelestami nocy:
skrzypiącym łóżkiem,
pomiaukiwaniem
i nieuchronnym tykaniem:
dzień starszy o jedną sekundę
godzinę
dobę
a więc Dzisiaj
trzeba wstać
myśleć
i kochać!
--
Фёдору Михайловичу
choć mówię językiem, którego brzmienia nie lubiłeś
wysłuchaj mnie
zagubiona
W
wielkiej
przestrzeni
wielkim
bezmyśle
wielkiego
tłumu
chylę głowę
największej dobroci
największemu milczeniu
największego serca
--
Westchnienie
Najpiękniejsza szeleszcząca Mowo
tęsknię za Tobą
tu w tym zimnym kraju
mimo, że:
nocy światła,
wino szumi
i tutejszego języka melodia
co dzień do snu mnie kołysze
Cisza!
podnoszę zdrętwiałe oko
w oczy Miastu spoglądam głęboko
nie wiem czy mnie rozumie,
czy w pędzącym wszędobylskim tłumie
jest choć jedno bliskie tętnienie...
i znów
rozszczepiam westchnienie -
Może tak właśnie wracam do Ciebie
drżąco,
w potrzebie.
Moskwa 10.2002
--
Ofiarom wydarzeń na Dubrowce
I.
Syndrom Sztokholmski
uwięzieni pośród szarego dnia
przeżywszy noc i nową mając w perspektywie
Oczekujący
pod karabinem
i z karabinem
aktorzy jednego spektaklu
słynnego na cały świat,
spór toczy się wokół wolności
dla jednych
i drugich
Pudełka telewizorów
śpieszą donieść że
(seria gadających głów
brzmi straszliwiej niż seria wystrzałów):
Oczekujący
zdani są
na milczenie
duszny zapach odchodów
męczący kaszel
płacz dziecka
i nadzieję
Ale czy to prawda
- spytają widzowie -
ta akcja tak spowszedniała,
wszystkie chwyty są już ograne,
żadnej oryginalności.
Oczekującym
z nadzieją
i bez
jest to obojętne
w przymkniętych oczach
pragną zwykłej
szarości dnia
Moskwa 24.10.2002
II.
leżę w łóżku
bo wszystko mnie boli
nogi ręce
oczy uszy
i dusza
i wcale już nie chcę wstać
razem ze światem
choruję na bezradność
bezwładność
bez…
W Teatrze na Dubrowce na przykład
grają dziś:
BEZNADZIEJNOŚĆ
wsłuchani w odgłosy tragedii
próbujemy dokonać interpretacji
dobra
i zła
na próżno
wszystko ginie w powodzi
haseł
reflektorów
oklasków
i wrzasku
ot tak
kurtyna dnia
bez
koń
ca
Moskwa 25-26.10.2002
III.
Kaukaska
Czarna Madonno
o skórze koloru śmierci
i zakrzepłych dłoniach
na wieki śpiąca
jesteś znowu kobietą
zalotną w spojrzeniu
namiętną w westchnieniu
ciepłą w dotknięciu dłoni
na brzuchu
który inne nosi brzemię
niż paczka trotylu
Zabito cię kiedy spałaś
żebyś
nie zdążyła
Zabić !
twoje otwarte usta budzą jednak niepokój
o czym śniłaś
i czy ten grymas to jakieś słowo
Niewypowiedziane ?
Masz pewnie tyle lat co ja
lecz ja się będę starzała
może urodzę dziecko
i tylko nie wiem co mam mu powiedzieć…
Och! gdyby choć jeden
wystrzał
błysk
bomby zaćmienie
mogły wybaczać,
że cię nie ustrzegliśmy
od zabijania…
Moskwa 26-27.10.2002
--
Wisławie Szymborskiej
Z refleksji nieznajomej
Na wschodzie
gdzie teraz jest moje
„u nas”
otwarłam przybyłą do mnie książeczkę
ot tak
na Chwilę,
żeby przeczekać:
niezliczoną stację metra,
milicję, która legitymuje tylko brunetów,
tłum, ugniatający się łokciem,
melodię języka, z którą płynę bezwładnie
i
w nurcie rzeki
powstało zawirowanie:
zatrzymanie czasu
przeniesienie przestrzeni,
szmer innej mowy wdarł się niepostrzeżenie
obok mnie pojawił się nowy pasażer
wsiadł na stacji „Bliskaja”
okazał się kobietą,
jak gdyby w moim wieku
choć starszą na pierwszy rzut oka
przejechałyśmy kilka przystanków
rozstając się niespiesznie…
w nieznajomej obecności
być może
mieści się wartość
„po co”
Moskwa 7.11.2002
--
Dziwnie jest czytać własną myśl
wiedząc o niej tzw. wszystko -
znudzona i pusta lektura.
można mieć jedynie nadzieję,
że w niedookreśleniu słów
istnieje jeszcze coś czego nie wiem,
ale to wcale nie miał być wiersz.
--
Annie Andriejewnie Achmatowej
Aniu
Nie umiem ci napisać wiersza,
co byłby równy twoim słowom,
ale
Moja siostro
potomkini Chanów
zaufam twojemu dumnemu spojrzeniu,
odwadze każdego dnia
w wyrazach uwodzicielskich
i prostych.
--
Krzysztofowi Kieślowskiemu
tyle miałabym ci do powiedzenia
o niepojętej bliskości,
śladzie istnienia
Zostawionym,
niebieskim zawierzeniu,
mlecznym odcisku nadziei,
niemym dotknięciu
Obecnym w kolorze czerwieni
które daje siłę
od jednej z nieznajomych Weronik
--
O sobie
próbuję zebrać
z kropli rozsianych
mgnieni nieznanych
własną opowieść
wiersz
lub słowo chociaż
ja
tam i tu
ciągle jakoś na przekór
niecałkiem tam
i nie zawsze tu,
niepewnie
może
inaczej
wysupłując przestrzeń
spod palców dojrzałości
pragnień i woli
czekania lub trwania
kto
jeśli już
nie
dlaczego
?
pytajnik
przed następnym
wyrokiem
Wiosna
I.
Stambuł
w rozedrganym powietrzem oddechu
stawia pierwsze kroki wiosna.
Co cię tu może zwiastować
w mieście Południa?
nie ma upartych przebiśniegów,
ani burzliwych kawalkad nieba,
chmury rozstępują się za jednym zamachem
i na zawsze,
słońce wprowadza się bez zbędnych znaków zapytania,
w maszerujących twarzach nie czuje się zdziwienia
A jednak
i tutaj
jak wszędzie
Ziemia
pragnie ciepła.
II.
w rwącym nurcie dźwięków
próbuję złowić
swoje
ja
EURO-
AZ-
JA
Stambuł
śpiewa miękko, wysoko,
jak naczynie rozwarte głęboko
rytmem kroków,
krzykiem
Boga,
Mew,
i człowieka:
bez porządku
bez gniewu
bez wieka
III
szemranie wojny
wdziera się w kolorowość ulic
wątłą zmarszczką napięcia na twarzach
Igrzyska
uruchamiane ekranem telewizora
i gdzieś
w odległości jakichś kilometrów
oglądamy je wszyscy
bo co mamy innego do roboty
właściwie...
lepiej się nie przyznawać
do tej Ziemi
„nie naszej”
IV
nie prostakiem chcę być
ale prostym
w krzyżówce ulic
dukaniu głosek
zawiłości losu
i mętności głosów
szukam
adresu
dźwięku
i sensu,
choć nie uniknę
bzdury
i lęku
--
Połów
Słowa zapamiętane w innym języku
istnieją
z twarzą, gestem, okrzykiem,
z historią dodaną jak balast w koszu balonu
w przestwór wypływają z wolna
bez przekonania.
Nigdy nie będą tłustą linijką w słowniku,
abstrakcją –
tylko w dźwięku i wzorze nieznania.
Sensy miewają różne,
w kalejdoskopie cwałującej mowy
śmieją się i zawodzą,
lecz wolność nie jest im dana.
Łowione na wędkę słuchu
pragnieniem rozumienia -
lśniące łuski głosek
dźwięczą w pamięci
długo po zjedzeniu znaczenia.
--
K
miasto rodzinne
znad Wisły
widziane z lotu ptaka
wydaje się
małe
niczym ziarna piasku
przesypywane
w klepsydrze
wczoraj i dziś,
Stare i Nowe
w porządku niepełnym i wątłym
zastanej rzeczywistości.
ja i ono
przestaliśmy porozumiewać się wprost,
wkraczając na scenę aluzji i niedopowiedzeń,
czasu, w którym nie byliśmy razem.
nie kochankowie,
lecz małżonkowie z długoletnim stażem
idziemy w przyszłość z niemożnością rozwodu,
co nas łączy?
parę wspólnych desek zwanych domem?
--
Przychodzi do mnie diabeł
ale
nie za rozpustę
nie za kradzież
nie za zbrodnię
Przychodzi i siada
w schludnym pokoju
poprawia ostatni, nierówno odłożony
Skrawek kartki
Zakłada nogę na nogę
Wygładza koniuszkami palców
swój nowy garnitur
dokładnie przeciera okulary
W jego ruchach nie ma nic
zbędnego
ani krztyny szaleństwa
--
Czy byłoby nietaktem
zapytać kwitnącą jabłoń
skąd wziął się smutek?
A czy mrówka
zapytana,
raczyłaby przerwać
choć na chwilę
swoją pracę.
i jak zachrzęściłby piasek pod nogami?
A woda,
czy zechciałaby dalej odbijać twarze?
I dlaczego to pytanie brzmi jak każde inne,
a te same litery układają je na papierze?
--
Remis
Na fali niezdecydowania,
której lekkość ciąży
przy każdym ruchu
uprzykrzona sylwetka wolności
i zaspana wiara we wszystko jedno
płyną wytrwale łeb w łeb.
Żadna nie chce wysunąć się ni o milimetr,
uporczywie zwalczają wszelkie przychylne podmuchy wiatru,
jeśli trzeba
wystawią swoje ramiona na najostrzejsze słońce.
Dwa białe żagielki w porowatej toni oceanu –
nieśmiałe urozmaicenie jedności błękitu,
Z punktu widzenia brzegu
wszystko wskazuje na nieuchronność słowa remis.
Lecz znużeni sędziowie trwają uparcie na mecie.
Na ich spłowiałych czołach
odbiła się już niejedna konfiguracja horyzontu,
częstotliwość zmarszczek utrzymuje oczy w pozycji stałej.
Dziedziczne przeczucie,
że wszystko może się jeszcze zmienić
jeśli w dali zamajaczy siwy punkcik odwagi.
--
Szanowna pani Samotność
piszę do Pani
w nadziei na zrozumienie
i wyrozumiałość.
Wiem doskonale, że jest Pani wszechwładna,
podlegają Pani
samotni i zakochani,
wielcy i mali,
źli i dobrzy,
szemrząca, płynąca ulica,
i cichy dom z zapalonym światłem.
Staraniem wszystkich
staje się Pani niewidzialna,
i niezmiennie
pusta ulica napawa tym samym lękiem,
a zapadła wśród zgiełku cisza wydaje się
co najmniej niezręczna.
Nikt nie chce o Pani słyszeć,
zawzięcie z jakim zatrzaskują się przed Panią drzwi
budzić może doprawdy wewnętrzny sprzeciw,
bo przecież
jest Pani najwierniejsza z najwierniejszych,
nie opuści Pani nikogo -
cierpliwie wyczeka kiedy pogasną
ostatnie światła,
chłodną dłonią przetrze spocone twarze...
a jednak do ostatniej chwili
zachowuje Pani
Milczenie
z wyrazami szacunku
JB
--
Na początek
(Kubusiowi)
Krucha istota
w moim wnętrzu
stwarza sobie
swój wszechświat.
Po raz pierwszy,
wyciąga dokądś ręce
i fika koziołki
w przestrzeni nowych zapytań.
Wcale nie wie,
że to jeszcze nie wszystko.
Wkrótce wszechświat
rozszerzy się,
uciekając w lata świetlne
niedościgłe i obce.
Rozdzielimy się,
spoglądając w inne strony.
I już nie będę wiedzieć
czy zagrzewać do walki,
czy zachować dyskretny dystans?
A ty, mój mały?
Pozostanie ci pościg
za radością i smutkiem.
--
Wiosna 2013
Wiosna spóźniona tego roku
Pęcznieje pożądaniem dnia
W pąkach, w obłokach, w kory soku
Pragnienie słońca, ciepła drga.
Mami koronką drobnych liści
Zachwytem ptaków bez imienia
Obietnicami, których ziścić
Nie może już bez światłocienia.
Na prostej ścieżce kałuż oczy
Zasypał śnieg pachnących zjaw
O wiośnie mówią bez zdziwienia
To ona ich marzenia zna.
Nic nie mów,
nie ma w niej zbawienia
Każdy tu liść już o tym wie
Kochania wzór się nie zamienia
W liczenie kwiatów, pszczół i drzew.
--
a dziś padał tylko deszcz
i nie powstał żaden wiersz
wobec tego
w beznatchnieniu
uciekając podnieceniu
można się pogrążyć w słowa
rytmy
zdania
bezmyślania
--
Beznatchnienie
Chciałam napisać wiersz,
Od jakiegoś czasu noszę w sobie takie pragnienie,
Miło byłoby, gdyby jakiś wiersz udało mi się napisać,
Staram się przypomnieć sobie, jak to było, kiedy pisałam wiersz,
Tęsknię za tym, żeby znów pisać wiersz,
Wyobrażam sobie wiersz już napisany,
Czytam go w myślach wielokrotnie, starając się wywrzeć wrażenie na słuchaczach,
Jest już na końcu języka…
Lubię go,
Jest trochę wesoły, trochę smutny, odrobinę zamyślony, bywa nawet szczęśliwy,
Pragnie uwagi i odrobiny ciszy,
Woli wysłuchania i ciepła zaufania.
Zwykł posługiwać się dialektem serca,
W związku z tym pali się dość szybko,
Z jego popiołów wznosi się tylko zwykły żuraw,
smukłym rysunkiem tnący nabrzmiałą kopułę nieba.
marzy by być odważnym, nieustraszenie przeciwstawiać się potędze zwątpień,
stara się wierzyć,
ma nadzieję
gorąco kocha
lekkość przestworzy
i ciężar samotności.
--
moja modlitwa
Zbudowana jest z promieni słońca, wschodzących o porankach w dziecięcym pokoju
- spotykam je czasem w pośpiechu mojego Teraz.
Utkana jest z dotyku bliskich, którzy odeszli,
- przytulam się do ich dobroci i milczenia.
Rozciąga się w przestrzeni geograficznej
Eurazji
- czasem się buntując, czasem szukając pokory.
Wypełnia moje słowa,
Kiedy pragnę czegoś, co nie jest w ich mocy.
i, gdy za coś dziękuję
w zachwycie i zdumieniu.
Otula ciepłem
Skute zwątpieniem ciało
Prosząc strach o wyrozumiałość.
Zakuta w te same wyrazy
Staje się bezużyteczna
Niestrudzenie poszukuje więc innych języków.
Nie wiem nawet, czy ma jednego Boga,
Ale żegluje wśród twarzy i słów,
które kocham.
--
między Europą i Azją
jest Ural
albo Bosfor
a między Joanną i Asią ?
--